O ziołach i zwierzętach, Simona Kossak



Simony Kossak nie muszę przedstawiać zakręconym na punkcie opowieści przyrodniczych, ale jeśliby znalazł się na świecie ktoś, kto nie wie, kim była, to pokrótce: Biolog, miłośniczka przyrody, profesor, dyrektor Instytuty Badawczego Leśnictwa w Białowieży. Do tego gawędziara – miała na koncie liczne wystąpienia w radiu, a także stworzyła sporą bibliografię. Choć zmarła już 10 (minie w marcu!) lat temu, to w Puszczy Białowieskiej wciąż pobrzmiewa echo jej legendy. Wielokrotnie przewija się w rozmowach i wspomnieniach, i niezależnie od osobistych animozji wiadomo jedno: Simonę Kossak się tutaj kojarzy i szanuje.
Dobrze mi żyć w puszczy, którą ona tak ukochała i o której tyle napisała. Czytanie o tym, co sama mogę zobaczyć niemalże z okna, to fajny bonus mieszkania w takim miejscu. A jednak nigdy nie miałam przyjemności zobaczyć rysia poza terenem Rezerwatu Pokazowego Żubrów, a Simona Kossak na okładce z rysiem się tuli (!). Tak, zazdrość: pięćset. Na szczęście można sobie przynajmniej poczytać.

Simona Kossak i Żabka
(http://www.polskieradio.pl/9/399/Artykul/1463948,Simona-Kossak-czarownica-ktora-pokochaly-zwierzeta) 

A gawędzić to Simona Kossak potrafiła. Na maksa. Tak i tutaj, w „O ziołach i zwierzętach”, po raz pierwszy wydanych w 1995 roku, sobie gawędzi. Jak sam tytuł wskazuje – o ziołach, roślinach, zwierzakach. Krótkie, dwu- trzystronicowe rozdziały, mnóstwo obrazków, rycin, zdjęć, to uczta dla zmysłów, zwłaszcza, jak się lubi ładnie wydane książki. A ja lubię. Ale to nie tylko wygląda, to też pyszne jest w środku! 
Jak się czyta? Ano czyta się lekko, łatwo, szybko – za szybko! Choć... wcale nie ma tu nic szczególnego. Ot, werbena, dziurawiec, olsza czarna… Nuda! Co można ciekawego powiedzieć o babce wąskolistnej? Jak zainteresować człowieka opowieścią o krwawniku?






A jednak można. Nie wiem, jak ona to robiła, ale jakoś udawało jej się o rzeczach z pozoru nudnych opowiadać tak zajmująco, tak ciekawie. Książka telefoniczna? Proszę bardzo! Prawo podatkowe? No, jasne... 
Dobra, wiem, zachwycam się, ale bez konkretów. To już się ogarniam. Czytałam sobie wybiórczo, najpierw o tym, co mnie najbardziej interesuje – o zwierzętach, oczywiście! Łoś, żuraw, dzięcioł… wiadomo. Ja to jednak najbardziej historie o ruchliwych stworzeniach lubię. Gdy już zwierzaki się pokończyły, z braku laku wzięłam się za drzewa. Gdy się drzewa pokończyły, sięgnęłam po roślinki zielne. A gdy te się skończyły… Z rozpaczą przewracałam książkę od okładki do okładki, szukając jeszcze choć jednej, zapomnianej, nieodkrytej jeszcze historii… Bo tak to napisała pani Simona Kossak, moi drodzy. Właśnie tak. Że kiedy wydawało mi się, że tak wybiórczo, to ja czytać będę miesiącami, to książka mi się skończyła. 


"O ziołach i zwierzętach" to fajna rzecz. Można sobie poczytywać wtedy, kiedy ma się ochotę, rozdziały są krótkie, więc można sobie po jednym dozować przy gotowaniu czy w łazience. Te krótkie opowieści są jeszcze zwykle zakończone jakimś przewrotnym żartem, ironicznym przekąsem, czyli tym, co tak charakterystyczne dla stylu Simony Kossak. Ona często personifikowała obiekty swoich opowieści i choć wielu ma jej to za złe (uczłowieczanie dzikich zwierząt na siłę i budzenie samych dobrych emocji to też nie jest dobra droga, jeśli chodzi o poszerzanie świadomości ludzi), to jednak ma to swój niesłychany urok. Szczęśliwie, Simona Kossak nie robi z wilka wegetarianina i przytulnego psiaka, a z borsuka przyjaciela wszechświata. Abstrahując jednak od kwestii etyczno-moralnych, to wartość merytoryczna "O ziołach i zwierzętach" jest absolutnie nie do podważenia. Co najfajniejsze w tej książce to ponadto to, że jest pełna niepozornych drobiazgów. Choć liczyłam na to, że poczytam o wilkach, żubrach i innych wielgachnych i imponujących stworach, że dostanę w zasadzie to, co dostaje się zazwyczaj - bo o imponujących stworach mówi się jednak najłatwiej i najdłużej - dostałam jednak coś innego, nieszablonowego, zaskakującego. Z pewnością równie dobrego i mocno edukacyjnego. Książka podobała mi się niezmiernie i na bank jeszcze do niej wrócę - nie tylko dlatego, że przyda mi się w pracy, ale po prostu z czystej przyjemności. 
I, oczywiście, od razu sięgam po kolejne książki z serii Eko wydawnictwa Marginesy! :)